czyli Marina Vitovtova o sztuce życia

Post zakupowy

Niedawno zdecydowałam się zacząć post zakupowy. Czułam, że jest to ważny krok w mojej drodze do minimalizmu, do mniej zagraconego mieszkania, do dokonywania bardziej świadomych zakupów i wydawania mniej kasy. Szczerze mówiąc, myślałam, że będzie łatwo. A okazało się, że wcale tak nie było. Post zakupowy pozwolił mi dokonać wiele ciekawych odkryć i dojść do nieoczywistych dla mnie wniosków. Jakich? Zapraszam do lektury

Zawsze uważałam, że nie mam problemu z zakupami. Nie za bardzo lubiłam chodzić na zakupy, nie latałam po promocjach. Od kilku lat robię budżet domowy. Wydawało mi się, że kupuję świadomie i nie jestem od tego uzależniona. Spodziewałam się, że z łatwością zrealizuję swoją decyzję o niekupowaniu.

Nie minęły nawet trzy dni mojego postu, jak poszłam do Lidla na zakupy i zobaczyłam w sprzedaży sprzęt sportowy. Najpierw chciałam kupić kettlebell (mamy 16 i 32 kg, brakuje nam 8 kg), a potem znalazłam piękne legginsy za 25 zł. Już prawie włożyłam je do koszyka, ale się powstrzymałam!

W szoku byłam, jak obserwowałam to, co się działo. Mnie się wydawało, że to superokazja i koniecznie powinnam skorzystać. Musiałam naprawdę odbyć ze sobą wewnętrzną rozmowę i poczekać, aż emocje opadną. Dopiero wtedy mogłam spokojnie wyjść ze sklepu. Wróciłam dumna do domu.

Wtedy się zastanowiłam, jak często się poddawałam takim impulsom i kupowałam jakieś rzeczy, które wydawały mi się „megaokazją”, ale których tak naprawdę nie potrzebowałam. Bardzo rzadko ćwiczymy w domu. Po co kupować kolejny kettle? A sportowych legginsów mam chyba ze 3 pary i naprawdę nie muszę mieć kolejnej.

Zaczęłam obserwować siebie i zauważyłam, że będąc w sklepie, często mam chęć zgarnąć z półki coś więcej, niż mam na liście zakupów. Takich impulsów miałam mnóstwo i wcześniej, nawet ich nie zauważając, wkładałam zbędne rzeczy do koszyka.

Szczerze mówiąc, trochę przykre było dla mnie takie odkrycie, bo poczułam, że w takich sytuacjach to nie ja miałam kontrolę. Jednak pocieszające jest to, że czym dłużej trwał post zakupowy, tym mniej takich impulsów doznawałam.

W trakcie postu zakupowego miałam coraz mniej impulsów do kupowania rzeczy.

Kiedy czułam chęć kupienia czegoś, zamiast impulsywnego natychmiastowego zamówienia w Internecie, zapisywałam daną rzecz na listę „Zakupy w marcu”. Usiadłam do tej listy dopiero pod koniec miesiąca, planując budżet na miesiąc.

Podczas postu nie wszystkie walki wygrywałam. Byłam w rodzinnych stronach mojego partnera i szwagierka zaproponowała mi, żebym pojechała z nią na zakupy. Zgodziłam się, mówiąc do siebie, że tylko popatrzę. Niestety, tak to nie działa. Poczułam się trochę jak były palacz na „odwyku”, który postanowił wejść do palarni, aby tylko powąchać.

Oczywiście nie wyszłam bez zakupów. Kupiłam nawet nie 1 rzecz, a 6! Wydałam ok. 500 złotych, co dla mnie jest sporym wydatkiem na zakupy, szczególnie że nie był on uwzględniony w budżecie na ten miesiąc.

Kiedy wróciłam do Zielonej Góry, część z tych rzeczy zwróciłam i postanowiłam, że więcej już nie pójdę do sklepów „tylko popatrzeć”. Naprawdę – jak mijam sklepy, czuję się prawie jak dziewczyna z filmu „Confession of a shopoholic”, w którym przemawiały do niej manekiny z witryn sklepowych, przekonując ją, że ona nie może żyć bez nowych rzeczy. Powtarzałam więc sobie, że po pierwsze, mam wystarczająco dużo rzeczy (a nawet za dużo), a po drugie, chcę mieć kontrolę nad swoimi finansami i więcej oszczędzać.

Zadawałam sobie takie pytanie: „Wolisz cieszyć się niezaplanowanymi zakupami i posiadać kolejne rzeczy czy mieć kontrolę nad własnymi finansami, poczucie bezpieczeństwa i oszczędności?”.

Także nie było to tak łatwe doświadczenie, jak mi się wydawało na początku. Ale jestem przekonana, że warto. Widzę takie korzyści postu zakupowego:

  • Odciąża decyzyjność. Dopiero kiedy zrobiłam post zakupowy, uświadomiłam sobie, jak dużo kupowałam rzeczy (dla domu, dla dziecka, dla partnera, dla siebie). I jak dużo czasu musiałam poświęcać na to, żeby wybrać „odpowiednią” rzecz. Post pozwolił odciążyć „aparat decyzyjny”. Mogłam dokonywać mniej wyborów, nie czytać charakterystyk, nie szukać, co jest lepsze wśród tysiąca ofert podobnych produktów, nie przeglądać rankingów. Ten czas i energię mogłam zainwestować w podejmowanie naprawdę ważnych decyzji.
  • Spięcie budżetu domowego. Po raz pierwszy w moim trzyletnim budżetowaniu wydatków zmieściłam się w budżecie! Za każdym razem wcześniej przekraczałam ten budżet, kupując impulsywnie jakieś rzeczy. Wielkie gratulacja dla mnie!
  • Dokonywanie rozsądnych zakupów. Rzeczy, promocje, ubrania przestały wydawać się mi okazją, z której koniecznie trzeba skorzystać, bo za chwilę już jej nie będzie. Post pozwolił mi zauważyć moje emocjonalne impulsy do zakupu i przestać im się poddawać.
  • Kupowanie tego, co naprawdę potrzebujesz. Zapisywanie tego, co chcesz kupić – najpierw na listę zakupów i powrót do tego na koniec miesiąca – pozwala odróżnić swoje zachcianki od tego, co naprawdę potrzebujesz.
  • Zaczęłam myśleć o tym, że nie potrzebuję dużo rzeczy tego samego rodzaju (czyli jeżeli mam 2 pary legginsów sportowych, to już kolejna nie jest mi potrzebna). Kiedy widzę jakąś rzecz, już nie wydaje mi się ona okazją. Teraz się zastanawiam, czy to na pewno jest ta jedyna rzecz, której potrzebuję? Bo jak już kupię powiedzmy te legginsy, nie będę kupować innych, dopóki te się nie zużyją.
  • Czuję się lżej, swobodniej i (co dla mnie jest wielką niespodzianką) bardziej pewna siebie, nie czując potrzeby kupowania rzeczy i kupując mniej.
  • Poczucie kontroli nad swoimi finansami.

 

Co dalej?

Dalej postanowiłam, że przedłużę swój post zakupowy na pół roku. W ciągu pół roku nie kupię żadnych nowych ubrań, butów, dodatków. Do pozostałych zakupów będę podchodzić bardzo minimalistycznie. Najpierw zapisuję je na listę zakupów. Wracam do tej listy pod koniec miesiąca podczas budżetowania i podejmuję decyzję, czy rzeczywiście tego potrzebuję i czy jest na to miejsce w budżecie.

Przyznam się, że czuję się świetnie z tą decyzją i jestem bardzo ciekawa tego doświadczenia.

Czy Ty kiedyś miałaś(-eś) post zakupowy? Czy przekonują Cię może moje doświadczenia na tyle, żeby dołączyć do mojego postu? Daj znać w komentarzu i widzimy się już wkrótce 🙂

Girl in a jacket

Tagi

Autor

Marina Vitovtova

Jestem blogerką, marketerem, mamą, miłośniczką rozwoju osobistego, aktywnego trybu życia i zarządzania sobą w czasie. Największe rzeczy osiąga się małymi kroczkami. Na tym blogu dzielę się swoimi małymi kroczkami prowadzącymi do szczęśliwszego i prostszego życia. Najlepsze decyzje to często są te najprostsze. Zapraszam do wspólnego tworzenia prostego grona szczęśliwych ludzi.

Komentarze

© 2022. Wszelkie prawa zastrzeżone
home