Jestem samotną matką. Czy jest to największa porażka życiowa?

Dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Po trzech miesiącach związku. U nas wszystko odbywało się szybko: szybko zakochaliśmy się, szybko zaczęliśmy mieszkać razem, szybko powiedzieliśmy sobie "kocham Cię", szybko zaszliśmy w ciąże. Byłam przekonana, że jest to moje przeznaczenie. Sam los mnie prowadził. Ale też było dużo kłótni. Nie znaliśmy się dobrze, docieraliśmy się. 

Pamiętam, że po kolejnej kłótni wyszłam sama na spacer, padał deszcz, płakałam razem z niebem. Wtedy dałam sobie obietnice, że dołożę wszelkich starań, żeby moje dziecko miało pełną rodzinę. Powiedziałam sobie, że nie będzie miało jak mama, nie będzie musiało borykać się z traumami z dzieciństwa, które są prawie nieuniknione przy wychowaniu w niepełnej rodzinie. Poszłam na terapię, zaczęłam pracować nad związkiem, czytać książki o relacjach, zaciągnęłam partnera na terapię…

Od tamtego momentu minęło już prawie dwa lata. Mój synek kilka dni temu skończył roczek. A ja w tym tygodniu powitam swoją trzydziestkę jako samotna matka.

Myślałam, że cyfra 30 absolutnie mnie nie wzruszy, ale wzrusza i to mocno. Przeraża mnie jak mocne są wzorce, które wchłaniamy od swojej rodziny i jak ciężko od nich uwolnić się.

Moja mama rozstała się z moim ojcem kiedy miałam dwa latka. Rozstajemy się z partnerem, kiedy mój synek ma rok. Przy tym robiłam wszystko, aby temu zapobiec i nie powtórzyć sytuacji mojej mamy, a jednak to się stało.

Czy bycie samotną matką jest porażką życiową?

Przyznam się, że mojej głowie pojęcie „szczęśliwa spełniona kobieta, która osiągnęła życiowy sukces” bardzo mocno wiązy się z rodziną, która ta kobieta ma. Wcześniej jeżeli poznawałam jakąś kobietę, powiedzmy na konferencji, dowiadywałam się, że ona odniosła sukces w biznesie, ale nie ma rodziny, to od razu podświadomie nawieszam na nią pewną etykietę, że jednak nie wszystko u niej w życiu jest dobrze. Tak, odniosła sukces w biznesie, ale na pewno dlatego, że próbuje zrekompensować brak rodziny.

No i proszę. Sama jestem na miejscu tych kobiet (tylko że jeszcze nie odniosłam sukcesu w biznesie), na które nawieszam kiedyś etykiety. Może jest to jeden z powodów, czemu okazałam się w takiej sytuacji życiowej?

Kiedy odeszłam od partnera poczułam się właśnie takim nieudacznikiem. Było mi wstyd za to, że jestem samotną matką. Kiedy odwiedzałam swoich przyjaciół, które mają pełne szczęśliwe rodziny, czułam się źle, nieswojo, wstydziłam się.

A potem tak sobie pomyślałam, że prawdziwą porażką było by zostać w związku, który jest toksyczny. Kiedy jestem przekonana, że mimo wszelkich moich starań, terapii osobistej, wspólnej i pracy nad związkiem, nie uda nam się zbudować takiego związku, gdzie będziemy szczęśliwi, gdzie będę czuć się szanowana i kochana. Związku, który będzie napełniać nas energią, który będzie synergetyczny. Kiedy, jestem przekonana, że mamy absolutnie różne wyobrażenia, jak powinna wyglądać rodzina i mimo wszelkich starań nie uda nam się spotkać nawet po środku. A jeżeli dołączę do wizji partnera, jak powinna wyglądać rodzina, będę nieszczęśliwa i nie będę spełniać swoje potrzeby, które, jak jestem przekonana, powinny być spełnione w związku (bliskości, miłości, budowania wspólnego życia).

I czy naprawdę chcę, żeby moje dziecko chłonęło schematy toksycznego związku, gdzie żaden z rodziców nie jest do końca szczęśliwy ze sobą? Moje babcia z dziadkiem przeżyli wiele lat ze sobą w toksycznym związku. Tak, oni nauczyli się żyć ze sobą i nawet kochali siebie w pewien sposób, ale było też dużo bólu, trudnych emocji i łez. I naprawdę potrzebowałam dużo czasu, doświadczenia, edukacji, refleksji aby dość do tego, jak powinien w moim mniemaniu wyglądać dobry, wartościowy związek. Czy ja chcę żeby moje dziecko musiało iść taką drogą?

To co w takim razie jest porażką? Odejście teraz, kiedy możemy zachować dobre przyjacielskie relacje, kiedy jeszcze nie mamy aż tak dużo żalu do siebie? Czy pozostanie w związku, który nie daje spełnienia, bo tak jest wygodniej, w pewnym sensie łatwiej, bezpieczniej?

Doszłam do wniosku, że mam wewnętrzne przekonanie, że podjęłam najlepszą decyzję dla całej naszej trójki. Dla naszego syna też. Nie zabieram mu ojca. Robię wszystko, żeby nie żywić do niego żalu, urazy, negatywnych emocji, a doceniać za to, że dzięki niemu mam najlepszego syna na świecie. Doceniać, że jest dobrą osobą, 2 lata temu wybrałam go na swojego partnera. Czy mogłam wybrać złą osobę? No nie. Po prostu nie udało nam się stworzyć związek, ale nadal możemy dołożyć wszelkich starań aby utrzymać dobre relacji i być dobrymi rodzicami.

Możesz mnie zapytać, skąd mam takie przekonanie?

Bo jestem świadoma swoich wartości i postępuję zgodnie z nimi. Jestem przekonana, że właśnie bycie świadomym swoich wartości, jest jedna z najważniejszy rzeczy, która pozwała podejmować świadome decyzje życiowe. Jeżeli nie wyznaczałaś (-łeś) jeszcze swoje wartości, bardzo do tego zachęcam. Możesz skorzystać z mojego darmowego e-booka. Wystarczy, że podasz swój e-mail, a materiał będzie czekał na Ciebie w Twojej skrzynce mailowej.

Doszłam do wniosku, że samotne matki to są bardzo odważne kobiety, które wybierają swobodne, niezależne życie zgodnie ze swoimi wartościami. I powiem głośno, że jestem z siebie cholernie dumna, że mam odwagę i moc podjąć taką decyzję. Która każdemu z nas, jestem przekonana, daje prawo na lepsze życie, szczęśliwy związek. A szczęśliwa mama, to jest szczęśliwe dziecko.

Także na pewno nie uważam odejście od partnera i pozostanie samotną matką swoją porażką życiową. Bardzo dużo dał mi ten związek i też dużo dałam swojemu partnerowi, a najważniejsze, że mamy wspaniałe dziecko. Nadal jeszcze walczę z poczuciem, że jestem nieudacznikiem, bo przekonania są głęboko zakorzenione. Przy najmniej mimo tego że jeszcze tak się czuję, rozumie, że tak nie jest.

Jeżeli czytając to jesteś w trudnej życiowej sytuacji, dokonuj wyboru odważnie, wybierając lepszą przeszłość dla siebie i dziecka. Wszystko się ułoży i wszystko się uda. I mam nadzieję, że zostaniesz ze mną, aby za jakiś czas przeczytać że rzeczywiście tak się stało.

Przytulam mocno. Wszystko będzie prosto i szczęśliwie.

Żyj zgodnie z wartościami

Najważniejsza zasada planowania!

Czy zdarzyło Ci się włożyć wiele czasu, energii i wysiłku w osiąganie celu, a na końcu poczuć tylko zmęczenie? Czy wyznaczone cele wywierają na Ciebie presję i czujesz ciężar na barkach? Czy zastanawiałeś się, może, nad pytaniem: „Czy to jest MÓJ cel?”? Czy wiesz, jak na niego odpowiedzieć?

Moja przygoda z wyznaczaniem celów i planowaniem zaczęła się 6 lat temu, kiedy przyjechałam do Polski. Dopiero skończyłam studia, znalazłam się w obcym kraju, nie znając języka. Nie miałam za bardzo kasy, pracowałam jako sprzątaczka w hotelu i miałam poczucie, że coś w moim życiu poszło nie tak. Wiedziałam, że moje życie nie tak powinno wyglądać, wiedziałam, że chcę więcej, ale nie miałam pojęcia, jak to zrealizować. Wtedy paliłam, nie uprawiałam sportu, nie dbałam o zdrowe odżywianie. I właśnie wtedy po raz pierwszy sięgnęłam po rozwojową książkę i zaczęłam nieśmiało i niepewnie wyznaczać cele oraz próbować określić wizję swojego życia.

5 lat później zorganizowałam projekt „Zrealizuj swoje marzenie” i prowadziłam warsztaty z zarządzania sobą w czasie. A nawet znalazłam się na uczelni ASBiRO, gdzie robiłam wykład o planowaniu. Dla mnie to było niesamowite osiągnięcie – zrobić wykład w obcym dla mnie języku na UCZELNI.

W ciągu tych lat przerobiłam wiele różnych podejść i metod do planowania oraz wyznaczenia celów. Robiłam to z różnym poziomem konkretyzacji. Ale czasami, szczególnie po porodzie, kiedy próbowałam dalej realizować wiele zadań, tak jak byłam przyzwyczajona, czułam ogromną presję swoich własnych celów.

Chciałam wrócić do formy po porodzie i aby cele były zgodnie z zasadą SMART (konkretne, mierzalne, określone w czasie, ambitne, realistyczne). Wyznaczyłam, kiedy oraz ile kilogramów chcę ważyć. I tak cisnęłam ku temu. Zostało mi dosłownie parę kilogramów do celu, a ja nadal męczyłam siebie, aby osiągnąć wyznaczoną liczbę.

I tak to się ciągnęło, aż nie odbyłam takiej rozmowy z moim partnerem produktywności:

P: – Czy Ty teraz dobrze się czujesz w swoim ciele?

Ja: – Tak

P: – Czy się sobie podobasz?

Ja: – Ogólnie tak.

P: – Czy podobasz się Piotrkowi?

Ja: – Tak.

P: – To skąd to ciśnienie dokładnie do tych 57 kg, jeżeli już się czujesz dobrze? Czy będziesz się czuła lepiej, kiedy schudniesz jeszcze o 2 czy 3 kg?

I wtedy się zatrzymałam i pomyślałam, skąd w ogóle to ciśnienie o te przysłowiowe 57 kg? Czy będę szczęśliwsza, jak to osiągnę? Albo zdrowsza? Czy to jakościowo zmieni moje życie? Czy to jest mój cel, czy nawiązałam go sobie pod wpływem Instagrama i zdjęć szczupłych ładnych kobiet? Czy to naprawdę ja chcę tyle ważyć, czy poddaję się presji społecznej, że kobieta chwilę po porodzie już ma być szczupła, piękna i zadbana (oczywiście, ta presja jest przede wszystkim w mojej głowie i w tych standardach, które sama na siebie narzucam)? Jak sprawdzić, czy to jest MÓJ cel i czy będę szczęśliwsza, kiedy go osiągnę oraz czy to jest coś, co narzuciłam na siebie pod wpływem świata zewnętrznego?

Właśnie tu dochodzimy do sedna. Moim zdaniem, cel wyznaczania celów (przepraszam za masło maślane) polega na tym, aby jakościowo polepszać swoje życie. Aby być szczęśliwszym po prostu.

I w końcu doszliśmy do wniosku, który przyszedł po 6 latach wyznaczania celów (wiem, długo do mnie dochodzi).

Cele powinny opierać się na wartościach życiowych.

Bardzo proste, co nie? Ale też doszłam do wniosku, że właśnie najprostsze odpowiedzi oraz najprostsze rozwiązania są tymi najlepszymi.

Powiem, że kilka lat mi zajęło, aby odkryć swoje wartości życiowe. Zaczynałam od metody eliminacji (masz listę wartości, skreślasz, póki nie zostanie 5 najważniejszych). Ale dojść do sedna pomogło mi kilka prostych pytań.

Przygotowałam dla Ciebie krótki e-book, jak wyznaczyć swoje wartości. Możesz go pobrać za darmo. Mam podejrzenie, że każdy powinien odkryć swoją własną metodę i to kluczowe pytanie, które pozwoli wyznaczyć swoje wartości życiowe. Jest na to też po prostu potrzebny czas i poznanie siebie. Ale od czegoś zawsze trzeba zacząć, także zapraszam do e-booka, gdzie znajdziesz kilka moich metod, które mi pomogły odkryć swoje wartości życiowe.

Nawet jeżeli nie wyznaczasz celów, myślę, że świadomość swoich wartości życiowych i tak bardzo Ci się przyda. To jest fundament i podstawa naszego szczęścia. Kiedy żyjemy zgodnie z wartościami, czujemy się szczęśliwi i spełnieni. Także jeżeli jeszcze nie masz wyznaczonych wartości życiowych, bardzo zachęcam 🙂

Pozbywanie się nadmiaru. Level hard.

Krok 3 – podejdź wybiórczo do informacji, która do Ciebie trafia

O tym, czemu warto robić porządki w swojej przestrzeni informacyjnej. O tym, jak dopuszczać tylko tę informację, która polepsza nasze życie i wnosi wartość.

Podczas swoich noworocznych porządków poczułam potrzebę nie tylko uwolnić się od zbędnych rzeczy w mojej przestrzeni fizycznej, ale również zrobić porządek w przestrzeni informacyjnej.

Dzisiaj przestrzeń informacyjna jest dla nas taką samą przestrzenią jak mieszkanie czy dom. Zawsze jest wokół nas i potrafi przytłoczyć dużo bardziej niż zagracone mieszkanie.

Ta informacja, którą dopuszczamy do siebie, ma na nas ogromny wpływ. Odgrywa dużą rolę w tworzeniu filtra, przez który patrzymy na ten świat. Jeżeli często oglądamy telewizję i reklamy, które tam lecą, zaczynamy np. wierzyć, że tabletki to jest najlepsze rozwiązanie na nasze problemy zdrowotne. Tabletki, a nie zdrowe nawyki żywieniowe i ruch.

Jeżeli oglądamy dużo wiadomości, to świat może się nam wydawać miejscem niebezpiecznym i przykrym. Moim zdaniem oglądanie i czytanie wiadomości są złymi nawykami, które warto wyeliminować. Po co masz wiedzieć, kto, gdzie kogo zgwałcił lub co się stało w Wenezueli? Jaki masz na to wpływ? Co to zmieni w Twoim życiu? Warto dopuszczać do siebie informacje, które dotyczą bezpośrednio Ciebie. Jeżeli jesteś rolnikiem, obserwuj portale rolnicze. Zajmuję się marketingiem, dlatego głównie interesują mnie wiadomości z mojej branży, a nie kryzysu energetycznego na Ukrainie, bo nie mam na to wpływu i to nie ma wpływu na mnie. Tylko dodaje niepotrzebnego stresu i negatywizmu do mojego życia. Ważne wiadomości, które mnie dotyczą, i tak do mnie dotrą.

Informacja, którą dopuszczamy do siebie, odgrywa ogromną rolę w tworzeniu filtra, przez który patrzymy na świat. Czym więcej ciemnych barw w tym filtrze, tym więcej stresu i niepokoju w naszym życiu.

Jestem z Ukrainy, nie czytam, co tam się dzieje, ale i tak wiem. Nie czytam o nowych restrykcjach dotyczących korony, ale i tak się dowiaduję o wszystkim.

Jeżeli planuję wyjazd do Turcji, to interesuje mnie, jakie tam są wymagania, a niekoniecznie chcę zaprzątać sobie głowę wymaganiami w Niemczech, bo to mnie nie dotyczy, a po chwili i tak się zmieni.

Jeżeli masz poczucie, że stracisz coś ważnego, jeżeli będziesz bardziej selektywnie podchodzić do informacji, które do Ciebie docierają, zrób sobie w ramach eksperymentu post informacyjny tygodniowy lub dwutygodniowy. Zobaczysz, że mało co Cię ominie, a poczujesz się lepiej i spokojniej.

Zrób sobie post informacyjny. Ogranicz przypływ informacji. Zobacz, jak się poczujesz. Czy coś Cię ominie?

Jak można selektywnie podejść do informacji, która do nas wpływa, a przy tym być na bieżąco z tym, co nas interesuje? Dla mnie rozwiązaniem jest aplikacja Feedly.

Feedly

Bardzo polecam tę aplikację. Można tam dodać interesujące nas strony internetowe, dzieląc je tematycznie (kanał: marketing, biznes, rozwój). I potem wchodzisz do tej aplikacji i wyświetlają się nowe artykuły na blogach, które dodałeś. Świetny sposób, aby czytać tylko to, co Cię interesuje, unikać przeglądania Facebooka i oglądać mniej reklam. A również uporządkować interesujące nas strony w jednym miejscu i na przykład przestać czytać te portale, które niekoniecznie dodają Ci energii i dobrego humoru.

Poobserwuj, jak się czujesz po przeczytaniu jakiegoś artykułu. Czy to Ci dodaje energii? Czy czujesz stres i pogarsza Ci się humor? Jeżeli to drugie, to czy na pewno potrzebujesz to wiedzieć?

U mnie tak było po przeczytaniu informacji geopolitycznej o tym, dokąd zmierza gospodarka polska lub ogólnie światowa, o możliwym kryzysie surowców. Uważam, że ważne jest to wiedzieć i być świadomym tendencji rynku. Ale ja za każdym razem byłam taka zestresowana i czułam taki ciężar na sobie, że po prostu odpuściłam temat. Te informacje czyta w dużych ilościach mój partner, a potem streszcza mi najważniejsze rzeczy. Ja jestem spokojniejsza, co ma też pozytywny wpływ na moją rodzinę.

Tak też było z informacjami na temat snu maluszków. Mam z tym problem, bo moje dziecko śpi tylko przy mnie i często się budzi. Ale tak stresowałam się, kiedy czytałam, jak powinnam usypiać syna, że odpuściłam na razie. Chyba nie jest to jeszcze dla mnie dobry moment na to.

Facebook, Instagram oraz inne portale

Chętnie bym usunęła w ogóle te portale, ale korzystam z nich zawodowo oraz rozwijając ten blog. Nie mam dużego problemu, że spędzam zbyt wiele czasu na przeglądaniu Facebooka. Chociaż zdarza mi się, że łapię się na tym, że chciałam tylko sprawdzić wyniki kampanii, a już przeglądam ścianę.

To, co mi dużo pomogło: wyłączyłam wszystkie powiadomienia związane z tymi aplikacjami. Nie mam żadnych powiadomień mailowych, na telefonie lub na komputerze. Na początku miałam wrażenie, że coś ważnego przegapię, i złapałam się na tym, że częściej wchodzę na Facebooka. Ale po pewnym czasie mi przeszło. Używam mniej i jestem mniej rozproszona.

Jeżeli chciał(a)byś mniej czasu tracić w mediach społecznościach, polecam zacząć od mierzenia, ile minut czy godzin tam spędzasz. Ale o tym można by było napisać osobny artykuł. Na razie bardzo polecam artykuły na ten temat z bloga Lifegeek (i jeszcze ten wpis oraz ten).

A ja zapraszam na kolejny wpis, gdzie opowiem o moim porządkowaniu przestrzeni informacyjnej. Mam nadzieję do szybkiego zobaczenia!

Jak kupować mniej? Minimalizm poziom głębiej

Krok 2 – Wprowadź nawyki minimalistyczne

O tym, jak minimalizm przyszedł do mojego życia. Co ma wspólnego minimalizm i budżet domowy? Jakie nawyki chcę wprowadzić, aby to nie rzeczy panowały nade mną, lecz ja nad rzeczami?

Tak jak wspomniałam w poprzednim wpisie, jeżeli poprzestać tylko na generalnych porządkach, a nie zmieniać nic więcej, to po jakimś czasie rzeczy znowu się rozmnożą.

Przez 6 lat wystarczały mi tylko takie generalne porządki przy przeprowadzce lub na koniec roku. W tym roku postanowiłam pójść dalej (jeżeli nie czujesz wewnętrznej potrzeby robić czegoś więcej, to też jak najbardziej OK, słuchaj przede wszystkim siebie).

W ogóle mój pomysł z wprowadzeniem minimalizmu do swojego życia zaczął się od budżetu domowego.

Chyba z 3 lata temu przestudiowałam blog Michała Szafrańskiego i zaczęłam prowadzić budżet domowy, wyznaczać cele finansowe i próbować zapanować nad wydawaniem pieniędzy.

Ale ciężko mi szło. Nie udawało mi się prawie nic oszczędzać. Myślałam, że po prostu za mało zarabiam i jeżeli będę zarabiać więcej, to wtedy zacznę oszczędzać. Z czasem zarabiałam więcej i… wydawałam więcej.

Próbowałam coś z tym zrobić, ale nadal ciągle przekraczałam budżet i nie oszczędzałam tyle, ile zakładałam.

Tak się toczyło, póki nie zaczęłam czuć przytłoczenia rzeczami i nie uświadomiłam sobie, że rzeczy rządzą w moim życiu.

Nie osiągnę swojego celu finansowego i nie przejdę z kwadrantu P, czyli pracownika, do B, czyli biznesu (nawiązuję tutaj do książki Kiyosaki „Kwadrant przypływu pieniędzy”; jeżeli nie masz czasu czytać, bardzo polecam ten filmik Macieja Wieczorka), jeśli nie przestanę być zależna od kupowania rzeczy, których tak naprawdę nie potrzebuję.

Mój partner, który jest przedsiębiorcą i zarabia więcej ode mnie, wydaje dużo mniej (a tak naprawdę na książki, sport i wyjazdy). A ja cały czas coś kupuję. Coś, co później zabiera mi przestrzeń i czas, bo muszę to sprzątać, znaleźć temu miejsce, używać, poświęcać jakąś swoją uwagę.

I myślę, że poprzez rzeczy próbuję zaspokoić jakieś swoje potrzeby, poczuć jakąś satysfakcję, sprawić sobie przyjemność. A prawda jest taka, że rzeczy dają przyjemność tylko na chwilę, potem zaczynają zabierać przestrzeń, a prawdziwa potrzeba, którą próbowałam zaspokoić, nadal jest niezaspokojona. Prawda też jest taka, że na co dzień korzystam z 20% rzeczy, które posiadam, a resztę gromadzę i wycieram z nich kurz.

Odkryłam, że naprawdę nie czuję się lepiej, kiedy mam 7 różnych spodni w szafie i albo tracę czas na zastanowię się, które założyć i z czym połączyć, albo i tak przez większość czasu chodzę w jednych.

Zastanów się, czemu kupujesz daną rzecz? Jaką potrzebę ma zaspokoić? Czy coś zrekompensować? Czy ta rzecz pomoże Ci lepiej zadbać o Twoje wartości?

I wtedy wyjściem dla mnie stał się minimalizm. Zaczęłam od porządków i zastanawiania się, czego naprawdę potrzebuję (o tym TUTAJ).

A teraz idę głębiej.

Nie chcę obrastać kolejnymi rzeczami. Chcę mieć tylko te esencjonalne przedmioty, które będą zaspokajać moje rzeczywiste potrzeby i ułatwiać moje życie. Nie zamierzam już kupować czegoś po to, aby poprawić sobie humor, poczuć się lepiej, aby mieć coś, co wszyscy mają itd.

Minimalizm nie oznacza wyrzekania się rzeczy. Dla mnie jest to nauka posiadania tylko esencjonalnych rzeczy, takich, które zaspokajają Twoje prawdziwe potrzeby i pomagają dbać o własne wartości życiowe.

Dlatego zaczynam tworzyć listę rzeczy, których nie kupuję i mogę bez nich cudownie żyć. Listę zamierzam konsekwentnie uzupełniać.

W styczniu robię post zakupowy, czyli nie kupię żadnej nowej rzeczy (o tym, jak mi poszło, zobaczysz w podsumowaniu stycznia).

Jeżeli pojawi się chęć kupienia czegoś, zapiszę to na liście zakupowej i zastanowię się – na koniec miesiąca podczas układania budżetu – czy naprawdę tego potrzebuję i jaką moją potrzebę to ma zaspokoić.

W styczniu nie kupię żadnej kawy na mieście.

Nawyki minimalistyczne: lista rzeczy, których nie kupuję i nie potrzebuję oraz post zakupowy. Jeżeli chcesz coś kupić, wpisz najpierw na listę zakupową i zastanów się po jakimś czasie (na koniec miesiąca lub tygodnia), czy naprawdę tego potrzebujesz i jaką Twoją potrzebę ma ta rzecz zaspokoić.

Mam zamiar poczytać na temat szafy kapsułowej, aby zacząć kupować rzeczy świadomie (tylko te, których potrzebuję), posiadać ich mniej, a jednak mieć się w co ubrać.

Na razie to tyle. Na koniec stycznia zrobię podsumowanie i zobaczymy, czy zostanę na tym poziomie, czy pójdę jeszcze głębiej.

Daj znać, co myślisz o minimalizmie? Czy masz jakieś nawyki minimalistyczne?